W końcu stałem się posiadaczem słuchawek B&O Beoplay H6. Przyznam, że już od dłuższego czasu myślałem o ich zakupie, ale nie chciałem zamawiać ich w ciemno. W Polsce można je obejrzeć i przymierzyć jedynie w oficjalnych salonach Bang & Olufsen znajdujących się w Warszawie. Niestety nie bywam zbyt często w stolicy, a szkoda, bo wizyta w Bangu zapewne znacznie przyspieszyłaby mój zakup.
Na żywo miałem okazję zobaczyć je i posłuchać (dzięki @MacAztek) dopiero podczas ostatniego wyjazdu do Drezna po iPhone 6. Po zaledwie kilku minutach włączyło mi się #chceto. Wiedziałem, że to już tylko kwestia czasu. Święta Bożego Narodzenia były dobrym pretekstem do ich zakupu. Przesyłkę odebrałem od kuriera w Wigilię rano i nie byłem w stanie wytrzymać do wieczora z jej rozpakowaniem ;)
Po otwarciu pudełka w głowie miałem tylko jedno. Jest coś takiego w produktach Apple, a właściwie w tym jak są zapakowane, że rozpakowywanie ich daje poczucie obcowania z czymś wyjątkowym. W przypadku tych słuchawek efekt był dokładnie taki sam.
Wiele razy brałem do ręki różne modele Beats’ów by Dre i za każdym razem odrzucał mnie tandetny śliski plastik, z którego są wykonane. Dawał on takie poczucie, że są absolutnie niewarte swojej ceny. W przypadku H6 jest zupełnie inaczej. Pomimo tego, że są bardzo lekkie, to dzięki materiałom z których są zrobione – przeszywana skóra w jasnym kolorze, aluminium, miękkie poduszeczki – sprawiają wrażenie bardzo porządnych i wytrzymałych.
W zestawie, poza słuchawkami, otrzymujemy przewód ze złączami mini jack na obu końcach, zawierający pilot i mikrofon kompatybilny z urządzeniami Apple. Podobno w ofercie producent ma także przewody kompatybilne z Androidem. Przewód jest wykonany z miękkiej gumy podobnej do tej stosowanej w przewodach Apple`a. W związku z czym mam lekkie obawy, że z czasem może zacząć również pękać. Ponadto szary kolor w mojej wersji farbuje się od jeansów, co widać poniżej na zdjęciach. Całe szczęście, że w razie jakby się zniszczył, to można go domówić osobno za 30 euro, także nie ma tragedii.
Bardzo fajnym rozwiązaniem jest to, że jest on odłączany, a gniazda na niego znajdują się przy obu głośnikach. Zazwyczaj korzystam z gniazda w prawej słuchawce, ale siedząc przy moim MacBooku, który ma gniazdko jack z lewej strony, przepinam się do lewej. Drugie wolne gniazdo, możemy wykorzystać podpinając do niego kolejne słuchawki dzieląc się muzyką z bliską osobą.
Z tyłu na pudełku znajduje się hasło „everyday luxury”. Doskonale opisuje to sposób, w jaki słuchawki te leżą na głowie i jak delikatnie przylegają do uszu. Noszę okulary, więc słuchawki zakładam na nie, nawet po kilku godzinach z H6 nie odczuwam żadnego dyskomfortu. Nic nie uciska. Uszy się nie męczą. Ich lekkość w połączeniu z powyższymi sprawia, że można zapomnieć, że ma się je na głowie – czysty komfort.
Jeśli chodzi o ich walory akustyczne, to jestem przeciwnikiem „polepszania” dźwięku. Nigdy nie korzystałem z equalizerów na żadnym sprzęcie grającym czy w oprogramowaniu. Chcę słuchać takiej muzyki, jaka wyszła ze studia nagrań.
Zatem moje oczekiwania pokrywają się z tym, czym kierowali się inżynierowie Bang & Olufsen tworząc te słuchawki. Chcieli stworzyć możliwie jak najlepsze narzędzie do precyzyjnego odkrywania muzyki, takiej jaka została zarejestrowana dźwięk po dźwięku. Beoplay H6 nie posiadają żadnych ulepszaczy, systemów redukcji szumów, które mogłyby w jakikolwiek sposób wpływać na odtwarzany dźwięk. Brzmią neutralnie, dzięki czemu nadają się do słuchania muzyki każdego gatunku. Daleko mi do audiofila, ale z tymi słuchawkami bez najmniejszego problemu jestem w stanie odróżnić muzykę z kompresją stratną od tej bezstratnej. Polecam test WiMP Hifi.
Minęły już ponad dwa tygodnie odkąd je posiadam. Zazwyczaj jest to czas, w którym nowy gadżet się zdąży już znudzić. Pojawiają się myśli, czy było warto wydać tyle kasy na słuchawki. W tym przypadku nie żałuję żadnej wydanej złotówki. Za każdym razem, gdy biorę je do ręki, to wciąż mam radochę, że zaraz rozpocznie się nowa muzyczna przygoda.